Cześć. Podobno nie można zacząć przygotowań do świąt póki Coca Cola tego nie ogłosi. Jeszcze nie widziałam tegorocznej reklamy tego napoju, ale coś mi się obiło o uszy, że już leciała w telewizji. Może jeszcze nie porwał mnie ten świąteczny szał, ale przyznam się bez bicia, że już wypatruję mikołajkowych prezentów. W końcu trzeba się jakoś do tego przygotować :) Dzisiaj chciałam napisać recenzję pewnego produktu, którego zakup był jakieś pół roku temu. Stwierdziłam, że czas już chyba wypowiedzieć swoje zdanie na temat szczotki, która zawładnęła blogerskim światem i nie tylko.
TANGLE TEEZER
Produkt, który chyba każda dziewczyna zna. Nie trzeba go przedstawiać. Innowacyjna szczotka do włosów, która podbiła serca ludzi na całym świecie. Wierzcie mi, iż moje również zostało podbite za sprawą tego cuda. Szczotka sama w sobie niczym niezwykłym nie jest. Ale ale... Wykonana jest z bardzo wytrzymałego plastiku. Kilka razy wyślizgnęła mi się z ręki i spadła na płytki, ale żadnych obrażeń nie odniosła. Nie mniej jednak w ręce leży idealnie. Przez pół roku użytkowania ząbki zbytnio mi się nie powykrzywiały, ale to może dlatego, że nie noszę jej w torebce. Czyszczenie jej jest dziecinnie proste. Wystarczy troszkę płynnego mydła i jakaś stara szczoteczka do zębów. No i najważniejsze: działanie. Szczotka ta rozczesuje włosy w sposób doskonały. Nie plącze włosów, delikatnie je rozczesuje przyjemnie masując przy tym głowę. Po prostu czysta przyjemność. Nic nie boli, nie ciągnie. Nie zauważyłam, żeby jakoś niszczyła mi włosy. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Gdy ta, którą mam się zużyje na pewno kupię sobie następną. Swoją kupiłam na jakiejś internetowej hurtowni za ok 16 zł, ale nie pamiętam już jak ta strona się nazywała. Nie mniej jednak jeśli dobrze poszukacie to znajdziecie ją w dużo niższej cenie niż normalnie :)
A Wy macie tą szczotkę? Jak u Was się sprawdza?
Piszcie w komentarzach :)
Bisou bisou :*
MS